Tegoroczne, piętnastodniowe rekolekcje Oazy Nowego Życia I stopnia dla rodzin odbyły się w Domu Misyjnym Dobrego Pasterza u ojców werbistów w Nysie. Moderatorem rekolekcji był ks. Marcin Papuziński, a uczestnikami — 13 małżeństw z dziećmi z całej Polski (w tym 7 z diecezji kaliskiej). W rekolekcjach, razem z małżeństwami, animatorami, diakonią wychowawczą, muzyczną, diakonem, klerykiem i parą moderatorską, uczestniczyło blisko 70 osób.
Rekolekcje ONŻ I° dla rodzin mają charakter ewangelizacyjno-katechumenalny. Podczas tych dni poruszane były zagadnienia z zakresu duchowości małżeńskiej i katechumenatu rodzinnego. Każdy z piętnastu dni poświęcony był również jednej tajemnicy różańca.
Codziennie małżeństwa odmawiały jutrznię, miały możliwość wsłuchania się w konferencje tematyczne (szkoła życia oraz modlitwy). Centrum dnia stanowiła oczywiście Eucharystia, poprzedzona szkołą śpiewu. Nie zabrakło także ważnych spotkań w małych grupach, zwanych rozmowami ewangelicznymi.
Czas na spotkanie z Panem Bogiem w Namiocie Spotkania był codziennym przywilejem rekolekcji, a popołudniowy czas dla rodziny — chwilą radości spędzaną z najbliższymi.
„BĄDŹ JAK OWCA, DAJ SIĘ PROWADZIĆ!” — to myśl przewodnia tegorocznych rekolekcji. Cieszymy się, że tak wiele osób zaufało Panu i poszło za Jego głosem.
Zapraszamy do przeczytania świadectwa uczestników:
Jesteśmy w DK już pięć lat. Były to jednak, dopiero nasze pierwsze rekolekcje. Na początku formacji nawet nie dopuszczaliśmy ewentualności wyjazdu na tak długie 17-dniowe rekolekcje. Dla świętego spokoju chcieliśmy wziąć udział w ORAR- 5 dniowym, traktując to jako punkt do odhaczenia. Na szczęście Diecezje do których się zgłosiliśmy nie chciały nas zapisać ponieważ nie jest to prawidłowa kolejność i Chwała Panu za te odmowy. Kiedy w końcu pojawiło się pragnienie pojechania na długie rekolekcje, kiedy założyliśmy nawet skarbonkę na tę okazję, pojawiła się nieoczekiwana możliwość kupna domu. Domu o którym zawsze marzyliśmy. I tak się stało, wielki dar od Boga. Jednak wobec tego sytuacja finansowa uniemożliwiła nam, nawet myślenie o jakichkolwiek rekolekcjach, tymczasem pragnienie serca pozostało. I znowu kiedy myśleliśmy, że będziemy mogli pozwolić sobie na takie rekolekcje najszybciej za kilka lat, dostaliśmy propozycję pomocy finansowej. Nie było łatwo przyjąć taki dar, wielka lekcja pokory. Musieliśmy stoczyć wewnętrzną walkę, pokonać dumę i racjonalne argumenty. Dziś po przeżytych rekolekcjach bardziej rozumiemy rodziny, które nam pomogły, bo wiemy jak wielką wartość one stanowią. I sami mamy nadzieję, że będziemy mogli kiedyś pomóc jakiejś rodzinie w potrzebie w przeżyciu tych rekolekcji.
Pojawiły się kolejne wątpliwości, mieszkając w bloku moglibyśmy zamknąć za sobą drzwi, tymczasem mając dom z ogrodem musimy zostawić naszego psa, koty, i cały ogródek w który włożyliśmy tyle serca na 17 dni. I tym razem Pan Bóg zatroszczył się o nas, pozwalając tak rozplanować dyżury rodzinne i sąsiedzkie, że nikt nie czuł się nadmierne obciążony, a my byliśmy spokojni, że zwierzęta są zaopiekowane.
Miasto w których odbywały się rekolekcje miało dla mnie wymiar symboliczny. Do Nysy jeździłam do sióstr zakonnych rozeznawać swoje powołanie, później w Nysie oświadczył mi się mój chłopak, który jest dziś moim mężem, a teraz mogłam jechać tam z własną rodziną, z dziećmi. Bóg spełnia najgłębsze pragnienia serca. Jechaliśmy więc z pozytywnym nastawieniem, cieszyliśmy się, że będziemy mogli spędzić ten czas z Bogiem, i ze sobą. Nie mieliśmy jakichś wielkich oczekiwań, że wydarzy się coś spektakularnego, jednocześnie chcieliśmy mieć otwarte serca, na to co przygotował dla nas Bóg. Tymczasem w drodze do Nysy, zakrztusiłam się cukierkiem, na tyle poważnie, że nie potrafiłam przez dłuższy czas złapać oddechu, i robiło mi się już słabo. Nie wiem jak, ale w końcu udało mi się zaczerpnąć powietrza. Długo jednak po tym wydarzeniu nie potrafiłam dojść do siebie. Dziś z perspektywy przeżytych rekolekcji, patrzę na to zdarzenie przez pryzmat duchowej walki. Wiedząc już ile dobra się tam zadziało, można przypuszczać, że szatanowi zależało byśmy tam nie dojechali. Mieliśmy jednak Maryję za orędowniczkę, byliśmy tuż po zmówionym różańcu i jedna moja myśl się pojawiała, Maryjo ratuj ! Oczywiście, to są wyłącznie moje przypuszczenia, interpretacje. W każdym razie to czego w Nysie doświadczyliśmy przerosło nasze najśmielsze oczekiwania.
Z bólem serca musimy powiedzieć, że nie byliśmy świadomi jak rekolekcje są ważne dla formacji w DK. W głowie wciąż powraca obraz, jaki przedstawiło nam jedno z małżeństw na konferencji. Zilustrowali naszą drogę formacji w Ruchu Światło Życie jako jazdę pociągiem, którym jedziemy do świętości, zbawienia. Pociąg jedzie po torach, jedna z szyn stanowi comiesięczne spotkanie kręgu, natomiast druga szyna – równie ważna dla prawidłowej jazdy, to rekolekcje formacyjne. Na jednej szynie się nie dojedzie, mogą przychodzić zniechęcenia, a formacja nie przynosić korzyści. Jeśli nie będą obie równolegle obecne, w rezultacie pociąg może się wykoleić. Teraz dostrzegamy zasadność tego twierdzenia. To czego brakowało nam w formacji na comiesięcznych spotkaniach, otrzymaliśmy w obfitości na rekolekcjach. Mogliśmy się nakarmić, nasycić i wracamy z nową motywacją do pracy w kręgach.
Jesteśmy zachwyceni logiką ułożenia treści na rekolekcjach. Każdy kolejny element wynikał z poprzedniego, wprowadzał głębiej w świat duchowości, przygotowywał na osiągnięcie kolejnego etapu dojrzałości chrześcijańskiej. Doświadczyliśmy, że sam człowiek nie byłby w stanie wymyślić takiego programu rekolekcji, że ks. Blachnicki był pięknym narzędziem w rękach Boga. W rezultacie powstało ponadczasowe dzieło Boże, z którego możemy czerpać. Formuła planu dnia, w którym zawsze było miejsce na jutrznie, namiot spotkania podczas wystawienia Najświętszego Sakramentu, a wreszcie Eucharystia, stwarzała idealne warunki ku temu by wyostrzyć zmysły na Boga, by Go usłyszeć, by znaleźć go tam gdzie On rzeczywiście jest , a nie gdzie my go oczekujemy, że ma być. To tak jak ojciec Tomasz mówił, że w prawdziwym doświadczeniu słowa Bożego chodzi o to, żeby otworzyć się na to co ON chce do mnie powiedzieć, wówczas będziemy mogli przekonać się , że Bóg „ będzie wyjmował drzazgi fałszywych przeświadczeń o innych, o osobie (…) będzie wychodził poza ramy naszych wyobrażeń”. A jak jest to rzeczywiste spotkanie z Bogiem, to musi się to przełożyć na relacje z człowiekiem, relacje miłości. Te słowa bardzo pomogły zrozumieć nam istotę Namiotu Spotkania. Na nowo zachwycić się tą formą modlitwy. Specyfika tych rekolekcji sprawia, że człowiek jest „narażony” szczególnie na dotknięcia Boga.
Kiedy przyszedł moment osobistego przyjęcia Chrystusa jako Pana i Zbawiciela wydawało mi się, że nic nowego mnie nie zaskoczy. Przecież już to praktykowałam. Ale to właśnie tutaj pierwszy raz, tak zostałam do tego przygotowana, pierwszy raz tak mocno to przeżyłam, pierwszy raz tak naprawdę zawierzyłam Bogu, zaufałam. Oddałam też swoje dzieci, pierwszy raz świadomie, dobrowolnie, wierząc , że tylko On jest Panem i ufając Dobremu Pasterzowi. Trudno wyrazić słowami tak intymne przeżycie duchowe. Ale to był moment przełomowy, po którym już nic nie mogło być takie samo.
Doświadczenie głębokiej, żywej wiary innych ludzi poruszało nas, zachwycało, a czasami nawet zawstydzało. Dało nam również przekonanie, że nawet najtragiczniejsze doświadczenia życiowe, poniesione straty, ale przeżyte w łączności z Bogiem , mogą być łaską, doświadczeniem spotkania miłości i wiary. Rekolekcje stwarzały właśnie taką przestrzeń spotkania pięknych ludzi. Animatorzy i osoby odpowiedzialne za rekolekcje pokazywały ideał służby, piękny autentyczny przykład. Atmosfera, którą już od początku zbudowali, stwarzała możliwość pięknych spotkań z drugim człowiekiem, który w poczuciu bezpieczeństwa mógł się otworzyć i ubogacać sobą innych. Dzięki temu wspólnota zawiązała się między nami bardzo szybko, czego szczególnie doświadczyliśmy podczas wyjazdowego Dnia Wspólnoty w Prudniku. Mimo, iż z przyczyn zdrowotnych nie dojechały inne grupy, to Duch Święty pozwolił nam doświadczyć , że stanowimy jedność. Pojawiła się myśl, że jesteśmy przecież tak różni, z różnym bagażem doświadczeń, statusem materialnym, z różnych środowisk zawodowych, a jednak wszyscy jesteśmy w tym samym ruchu o takim samym charyzmacie, łączy nas głowa kościoła Chrystus. Wobec aktualnych zawirowań w świecie, coraz bardziej panoszącego się zła, taka świadomość bardzo mnie zbudowała, dała pokój serca, nadzieję, że kościół przetrwa każdy czas, że żywa wiara w ludziach będzie trwała. Tam też podpisaliśmy z mężem krucjatę kandydacką na okres jednego roku, deklarując się powstrzymania od picia alkoholu. Tratujemy, to jako konkretny owoc tych rekolekcji. Nie było to dla nas łatwe, każdy z nas miał własne, skądinąd logiczne argumenty by nie angażować się w to dzieło. A jednak tym bardziej cieszy, że w duchu jedności małżeńskiej możemy w tym trwać.
Jesteśmy zauroczeni Ruchem Światło Życie, Domowym Kościołem, rekolekcjami. Abstrahując jednak od warstwy emocjonalnej, która jest piękna, potrzebna, ale na niej wyłącznie nie można opierać swojej wiary. Schodząc poziom niżej, dotknęło nas coś głębiej, to był ten konkretny poniesiony trud, trud otwierania się na drugiego człowieka, wysiłek przekraczania swoich możliwości, wychodzenia ze strefy swojego komfortu, intensywnej pracy nad przechodzeniem z człowieka cielesnego w bardziej duchowego, trud związany z chorobami dzieci, niewyspaniem, rozproszeniami. To wszystko też było potrzebne, zdobywanie dojrzałości chrześcijańskiej musi w jakiś sposób boleć, być wymagające. Tak jak nasz moderator ks. Marcin pięknie powiedział, że wszystkie tajemnice różańca muszą być obecne w naszym życiu. My wolelibyśmy przeżywać tajemnice radosne o poranku i wieczór zmartwychwstania tajemnic chwalebnych, a jeszcze przecież czeka na nas południe bolesnych tajemnic, cierpienia. I one muszą być obecne w życiu.
Podsumowując co jeszcze dało nam przeżycie rekolekcji. Możemy powiedzieć, że dotychczas dużo było w naszym życiu nieuporządkowania, chaosu, szybkiego tempa a Pan Bóg był na pierwszym miejscu, ale tylko deklaratywnie, życzeniowo. Stan naszego życia oddaje fragment jednej z piosenek, którą śpiewaliśmy na oazie:„ ciągły niepokój w człowieku, ucieczka w hałas, zabawy, szukamy wciąż nowych wrażeń a w głębi duszy pragniemy” (…) . Tam właśnie się nasyciliśmy, pragnęliśmy wody żywej i jej dostaliśmy, byliśmy przecież na oazie. Z całą mocą uświadomiłam sobie, że o relacje należy dbać. To przecież powszechnie oczywista prawda, a jednak tam doświadczyłam tego do żywego. I moje odkrycie, takie banalne, a jak zmieniające życie, że musimy walczyć o karmienie się każdego dnia słowem Bożym, chcąc mieć siły by żyć zgodnie z wolą Boga, zachowywać Jego naukę, musimy przecież skądś czerpać.
Co ciekawe nie przerażała nas wizja powrotu do codziennej rzeczywistości, być może dlatego, że nie były to rekolekcje zamknięte, że każdego dnia była przeznaczona spora ilość czasu dla rodziny i mogliśmy wychodzić do świata zewnętrznego z tym co już wypracowaliśmy, a później wracać do naszej oazy i czerpać, by znowu kolejnego dnia wyjść. Na co dzień przecież, życie rodzinne nie obfituje w tak stały rytm duchowości , nie mamy tyle ciszy, nikt nie organizuje nam 30 minut na Namiot Spotkania, a zamiast dzielenia się z ludźmi o podobnych wartościach, można doświadczyć raczej niezrozumienia w pracy, czy dalszej rodzinie. Nie chcieliśmy, by wszystkie nasze przeżycia, duchowe poruszenia, które tam doświadczyliśmy, były tylko chwilowymi przebłyskami wiary, a wkraczając w rutynę dnia codziennego mielibyśmy o tym zapomnieć. Nie chcieliśmy, by piękne refleksje, które się tam rodziły, solenne postanowienia nie znalazły odzwierciedlenia w codzienności. I co się okazało? Świat nie uległ metamorfozie. Nie zatrzymał się ani na moment. Nasze otoczenie się nic nie zmieniło, zastaliśmy wszystko takie samo (może poza tym, że przybyło chwastów). Natomiast to my zmieniliśmy się, nasze postrzeganie. To daje pokój, mamy na nowo ustawione priorytety, wiemy o co walczyć i dokąd wspólnie zmierzamy. Rekolekcje były dla nas odświeżeniem naszej tożsamości chrześcijańskiej i jedności małżeńskiej. Był to najlepszy czas dla naszej rodziny od początku jej założenia. Nie tylko my mogliśmy wzrastać jako małżonkowie, ale wartość nieocenioną stanowi dla nas świadomość, że nasze dzieci mogły przebywać w towarzystwie dzieci z rodzin o podobnych wartościach, a ciocie i wujkowie z diakoni wychowawczej nie ograniczali swej roli wyłącznie do bycia opiekunem, ale również kształtowali nasze dzieci w postawach chrześcijańskich. Przyznamy, że mieliśmy obawę jak nasze dzieci będą przeżywać uczestnictwo w codziennej eucharystii. Nasz 5-latek był w okresie, kiedy niedzielna msza święta stanowiła dla niego nie lada wyzwanie. Było to też nasze duże zmartwienie. Jakie było nasze zdziwienie kiedy pod koniec rekolekcji, syn sam chodził do pierwszej ławki, z uwagą i skupieniem śledził każdy gest kapłana, był tym zafascynowany. A po powrocie do domu, pierwsze o co zapytał, to kiedy pójdziemy na Eucharystię.
Jest to wielki dar dla nas, że mogliśmy doświadczyć łaski uczestnictwa w tych rekolekcjach. Umocniliśmy się w przekonaniu, że to właśnie Ruch Światło Życie, wspólnota Domowego Kościoła jest naszą drogą duchowego wzrostu, dając naszej rodzinie konkretne narzędzia by być bliżej Boga.
Agnieszka i Mariusz